O piosence obozowej Gdyby mi kto kazał napisać kronikę życia obozowego, zebrałabym wszystkie piosenki obozowe i związawszy je w jedną wielką całość śpiewałabym tak dłogu, aż brązowe obicia mego pokoju zajaśniałyby bielą płóciennych namiotów, a przez oszronione szyby wionęło ciepłe tchnienie lata. Bo i cóż by komu przyszło z tego, gdyby się dowiedział, że obóz leży nad jakimś wielkim jeziorem, że są tam długie rzędy namiotów, a w nich dziewczęta ładne i brzydkie, dobre i złe, wesołe i smutne, że są tam jakieś wykłady i tarcze do strzelania i kuchnie do jedzenia i nawet szpitale do chorowania, że tętni tam życie i praca, a co najważniejsze, że i myśl jakaś inna niż te, które szarymi nićmi przetykają przędzę naszego codziennego bytowania. Może by słuchał, a może... ale pocóż mówić? Lepiej zaśpeiwać piosenkę jedną, drugą – wszystkie, tak po kolei, jak śpiewano je daleko stąd przy blasku płonącego ogniska na delatyńskiej, zaleszczyńskiej, czy kościerzyńskiej polanie. Kochane obozowe piosenki! Niezręczne, proste i roześmiane, o rymach, które o pomstę do nieba wołają, pisane gdzieś na pryczy, drżącą z pośpiechu ręką, by natchnienie nie ulecialo, lub by nie przerwał je służbowy głos gwizdka. Gdy czytam te źle związane, nie scharmonizowane ze sobą słowa – chwyta mnie lęk, że i ja kiedyś coś podobnego napisać mogę, a jednak – kocham je, kocham je tak bardzo jak bujne, swobodne i radosne życie, o którym piosenka śpiewa. Nie wiem, dlaczego z chwilą, gdy się wciągnęło na siebie bluzę, wylęgaly się w głowie co najdziwniejsze pomysły i niezliczone ilości rymów. Ale smutne były, gorzkie jak piołun i pełne niezgłębionej żałości. Bo też i życie było gorzkie: deszcze padały nieustannie, szarże chodziły kwaśne, jedzenie wyciskało łzy z oczu, a na domiar wszystkiego – wieczne inspekcje i porządki. Sprzątając tedy, nie wiem po raz który teren własnej kompanii, nuciło się z niesłychanym uczuciem przejmującą swym realizmem zwrotkę: "Pułkowniku my twe dzieci, Nosiłyśmy dla Cię śmieci, Zbierałyśmy dla Cię wióry... Dobrześ zalazł za pazury" A gdy po pracowicie spędzonym dniu całe strugi deszczu wypędzały nas w nocy z anemicznych sienników – żal zamieniał się we wściekłość, smutek – w gryzącą ironię i ciskało się do stóp całego społeczeństwa pełne zabójczej złościwości strofy: "Chcesz nabrać ochoty, Zwiedź nasze namioty. Nie szkodzą im grzmoty Ni wiatrów wywroty; Wszelka tu wygoda: Co noc świeża woda I kąpiel gotowa jest." Dni ciężkie mijały jednak szybko – wypogadzały się oblicza, bo wypogodziło się niebo. Przyjechały kantyny no i "słońce świeciło, wesoło nam było, a nad nami czuwał dobry duch". Gdy się mówi o tych dobrych duchach obozowych trzeba być ostrożną, aby nikogo nie dotknąć, gdyż każda widziała je gdzieindziej. Jestem jednak pewna, że gdyby się rozesłało ankietę wśród uczestniczek obozów – największą i bezapelacyjną większość dostałaby "Kasa Chorych" i nasze kochane doktory. Życie w ogóle wyglądałoby smętnie bez tej instytucji, a cóż dopiero na obozie, bo: "Gdy ranne błysną zorze, Słuchaczko, wstań, nieboże, Na gimnastykę pędź co tchu, Już instruktorka czeka, Każda więc kostium zwleka I pędzi kozły fikać w mchu. Na rosie "płaski siad"... Lub ćwiczyć "małpie chody" W deszcz, burzę, niepogody, Kląć na czym stoi świat." Dobrze to było raz, drugi, ale tak codzień – buntowało się tedy beidne "udręczone" ciało. Już wcześnie, wcześnie przed pobudką, w którejś stronie namiotu rozlegały się tajemnicze narady: "Jak myślisz, czy płuca mogą boleć?" - Bo ja wiem – spytaj się Zosi, ona chodziła na przyrodę". Ale przyrodniczka, niepomna tej wiedzy, śniła słodko w owej chwili. Po wielu więc namysłach przywoływano powszechnie modną chorobę ślepej kiszki – niech tak gimnastyczki pokutują – myślała sobie niewyspana ofiara, zadowolona ze swojego wyboru. (...) Zawsze też, skoro się zbliżał ów brzemienny w wydarzenia dzień 6 sierpnia "Kasa Chorych" zaczynała pustoszeć. Pożegnawszy jej gościnne progi, wracało się do kompanii i wtedy – o, jakże niewdzięczne i nieprawdopodobnie przewrotne jesteś, serce ludzkie! Conajmniej złośliwe piosenki, wypracowane podczas slodkich dni bezczynności zatruwały gołębie serca naszych eskupalek. "Pani Doktor leczy metodą jedyną Na zewnątrz jodyną na wewnątrz rycyną A gdy zęby bolą – każe płukać kawą... Taką to już mamy kurację ciekawą". Lub też jak to: "W samym środku owej Przesławetnej grupy Jest szpital polowy, A w nim żyją trupy. Bo czyż można mówić Że to żywy człowiek, Skoro go kuruje Piętnaście doktorek". Raz tylko, raz jeden, jak długo istnieją obozy, napisała jakaś uczciwa dusza poetycka: "Nasza Kasa Chorych to już z tego słynie, Że tam jest wesoło, jak w jakimś kasynie. Nawet "Tyfus Srogi"* od niej nie odstrasza, Niechaj 100 lat żyje Kasa Chorych nasza". (...) Piosenko żołnierska! Urodziłaś się wrowie strzleckim przy akompaniamencie pękającego granatu i monotonii gwizdu kul. Chował cię żołnierz głęboko w sercu i niósł zawsze z sobą tam, kędy rzucił go rozkaz i nieubłagany los wojny. Wszystko to, co miał najpiękniejszego w swoim życiu dał tobie, zapominając o nędzy, poniewierce i głodzie. W dlugich dniach samotności, kiedy godziny gorsze niż śmierć wlokły się beznadziejnie jedna za drugą, w chwilach zwątpienia i rozpaczy, i tęsknoty do tych, których zostawił, i radości i smutku, byłaś z nim razem – z nim cierpiałaś, Piosenko, z nim kochałaś, z nim zwyciężałaś i umierałaś. A kiedy padł gdzieś na przepojonej krwią ziemi – śpiewali mu nad grobem koledzy długo, aby zapamiętać cię sobie w tej nowej, niekończącej się nigdy wędrówce. Jak Polska wielka i szeroka rozproszyłaś się wraz z tymi, co cię stworzyli i śpiewali, by pójść stopniowo w zapomnienie, bo inna cię melodia z serc wyrwała! Lepszegoś losu warta, PIOSENKO! W Paryżu, w wielkim gmachu muzeum wojskowego, w pięknej szklanej gablocie leży tekst piosenki "Madelon", i obok niej krwawi się wstęga Legii Honorowej i krótkie proste słowa: "Ojczyzna – swej Piosence". Roześmianej, żołnierskiej piosence – za co? Czyż trzeba o tym pisać?
Mianowska. "Dla Przyszłości" Nr. 3 z kwietnia i Nr. 4 z maja 1929. * żartobliwe przezwisko, nadane jednej z bardziej lubianych lekarek obozowych na obozie w 1927r.
|